NEKROLOG: MATUSZKA MARIA MISIJUK (1944-2022)
Matuszka Maria Misijuk urodziła się 7 stycznia 1944 r. w Czyżach. Była trzecim dzieckiem Anny i Piotra Sawczuków. Tam też chodziła do szkoły. W szkole i w cerkwi poznała swego późniejszego męża, Grzegorza. Po ślubie 12 lipca 1963 r. i po święceniach kapłańskich o. Grzegorza 12 lutego 1964 r. towarzyszyła mu w jego duszpasterskiej posłudze w siedmiu parafiach Cerkwi w Polsce – w Ornecie, Tarnogrodzie, Drohiczynie nad Bugiem, Siemiatyczach i w Białymstoku. W trzech pierwszych parafiach urodziła trzech synów – Włodzimierza, Jerzego i Adama. Dwaj z nich są obecnie duchownymi. Jerzy jest nauczycielem matematyki w jednym z białostockich liceów. Z czasem w małżeństwach synów na świat zaczęły przychodzić wnuki – Marta, Michał, Włodzio, Nina i Ela. Doczekała się też dwóch prawnuków – Gabrysia i Mikołaja.
W każdej parafii Matuszka wytrwale i z oddaniem we wszystkim pomagała o. Grzegorzowi. Śpiewała podczas wszystkich cerkiewnych nabożeństw i posług, nierzadko w „jednoosobowym chórze”, piekła prosfory, szyła szaty liturgiczne ( do dziś w cerkwi św. Jerzego są one używane przez duchownych). Ciężko pracowała „na chleb i do chleba” – w domu i poza domem. Przy domach parafialnych zakładała i prowadziła ogrody warzywne. Przez kilka trwały uprawy pod trzema dużymi namiotami foliowymi. W Białymstoku pracowała również w szpitalu.
Nikt nie wychodził z domu bez poczęstunku. W najskromniejszym nawet, bo wymuszonym brakiem czasu, wydaniu, zawsze był to poczęstunek „od serca”. Gdy synowie z rodzinami mieszkali w Białymstoku, wszyscy co niedziela spotykali się na wspólnym obiedzie u mamy.
O tym jaka była wymownie świadczy przykład z parafialnego kontekstu w Drohiczynie. Gdy do o. Grzegorza przychodzili parafianie w związku ze śmiercią i pogrzebem kogoś bliskiego, planowanym w ich rodzinie ślubem, chrzcinami czy w innych ważnych dla nich sprawach, spędzali w kancelarii parafialnej kilkanaście lub kilkadziesiąt minut. Po rozmowie z o. Grzegorzem prawie wszyscy niezwłocznie przechodzili do sąsiadującej z kancelarią kuchni, gdzie na rozmowach ze swoją Matuszką spędzali godzinę, dwie albo i więcej. Słuchała… i słyszała o wielu mniejszych i większych, mniej i bardziej ważnych troskach i problemach ale też radościach parafian. Wszystkim we wszystkim współczuła. Ostatnie trzy i pół roku Jej życia wypełnione było modlitwą. Za wszystkich…